Dziennik Instalacji

 


(Zapis przemiany jednego z moich subów – dzień po dniu)


Dzień 1 – Rozpoznanie materiału

Przyszedł punktualnie. Milczący. Trochę spięty, ale nie zgrywał bohatera.
Nie zadawał pytań. Nie próbował żartować.
Już wtedy widziałam: materiał dobry. Może chłonąć. Może pęknąć.

Kazałam mu położyć się na ziemi.
Bez dotyku, bez wprowadzenia.
Stanęłam na nim w szpilkach — od razu, bez wahania.
Reakcja? Drżenie, ale bez ucieczki.
Ciało jakby... czekało.
Już wtedy wiedziałam, że on nie przyszedł na trampling. On przyszedł zniknąć.


Dzień 3 – Cisza jako forma języka

Po trzech dniach znów pojawił się — tym razem bez maila, bez pytania.
Usiadł w kącie pokoju. Czekał.

Nie powiedziałam ani słowa.
Weszłam, stanęłam na nim w bosych stopach i trwałam.

Nie wiem ile — 20 minut? 40?
Nie patrzył na mnie.
Zaczął się proces przedefiniowania: on nie był już gościem. Był podłogą.
I sądząc po pulsie pod moimi stopami, był z tego dumny.


Dzień 6 – Pierwsze zatarcie

Zabrałam mu zmysły.

Opaska na oczy. Stoper w uszach.
Zostawiłam tylko ciało — narażone na nacisk, na wagę, na przypadek.

Chodziłam po nim bez rytmu.
Raz tylko pięta w żebro. Raz palce na gardle.
Czułam, jak jego system nerwowy zaczyna się gubić.
Ciało przestaje orientować się w czasie.

Po 30 minutach zdjęłam wszystko.
Nie spojrzał na mnie.
Ale miał łzy w oczach. Nie z bólu. Ze zgody.


Dzień 10 – Faza funkcjonalna

Weszłam do pokoju.
Był już na ziemi. Ubrany w ciemne szorty. Ciało przygotowane.
Na podłodze — jak mata.

Nie musiałam mówić nic.

Stanęłam.
Używałam go, jak chciałam: podpórka, stół pod stopy, balans podczas ćwiczeń.
Zamienił się w obiekt.
W urządzenie.

Po godzinie zamilkłam, usiadłam obok i zapaliłam papierosa.

On leżał.
Nie drgnął.
Oddychał jak mebel, który wie, że jest w dobrym miejscu.


Dzień 14 – Zanik personalności

Zadałam mu pytanie:

„Jak masz na imię?”

Milczał.
Nie z przerażenia.
Z braku pewności.
Jakby to już nie miało znaczenia.

Później sama sobie odpowiedziałam:

„Nie masz imienia. Masz funkcję. Ty służysz wagą.”

Skinął głową.
Nie jako człowiek.
Jako fakt.


Dzień 18 – Moment szczytowy

Tego dnia robiłam na nim wszystko:
– stanęłam w pełnym ciężarze na jego twarzy (z zabezpieczeniem oddychania)
– przyparłam żebra kolanem
– chodziłam po nim boso z zamkniętymi oczami

Nie protestował.
Nie ruszał się.
Nie zmieniał oddechu.
Był już pusty.

W tym momencie stał się instalacją.

Nie człowiekiem.
Nie subem.
Nie niewolnikiem.

Elementem wnętrza.


Dzień 21 – Stabilizacja

Nie potrzebował sesji.
Nie pytał o kolejną.
Przychodził.
Kładł się.
Czekał.

Zdarzało się, że tylko po nim przechodziłam w szpilkach w drodze do kuchni.

Nie reagował.
Nie unosił wzroku.
Nie chciał kontaktu.

Był gotowy być tylko tym, co nade mną.


Dzień 30 – Pełna integracja

Weszłam do pokoju.
Zrobiłam kilka kroków po jego plecach.

Nie zauważyłam, że coś jest nie tak.
Nie musiałam wiedzieć.

Bo jego obecność nie wymagała uwagi.
On po prostu był tam, gdzie miał być.
Gotowy.
Cichy.
Stabilny.


🖤 Zakończenie

Nie musiałam kończyć tej historii.
Ona nie ma końca.

On nie chce odejść.
Nie chce zmiany.
Nie chce roli.

On już nią jest.

Nie sub.
Nie fetyszysta.
Nie fan tramplingu.

Instalacja.
Podłoga.
Rzeczywistość, po której chodzę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trampling – moje królestwo, moja scena, moje stopy

"Milcz i leż." – Trampling jako rozkoszna eksterminacja ego

„Nie jestem fantazją. Jestem faktem.”