"Milcz i leż." – Trampling jako rozkoszna eksterminacja ego

 

— Leż.
— Tak, Pani.
— Patrz mi w oczy, kiedy na ciebie wchodzę.

Słowa. Niby nic. Ale wypowiedziane w odpowiednim momencie, na odpowiednim ciele, z odpowiednią intencją – zmieniają rzeczywistość. Tworzą przestrzeń, w której ja rządzę. Gdzie moje stopy są prawem, a Twoje ciało – tylko tłem.

Nie pytam, czy chcesz. Ty już tu jesteś. Nagi. Bezbronny. Pod moim wzrokiem, pod moimi butami. Gotowy, by zostać zdegradowanym – i właśnie dlatego tak cholernie podniecony.

— Pani...
— Cisza. Nie mówię do ust. Mówię do podłogi.

Rytuał zaczyna się od spojrzenia

Wchodzę do pokoju. Ty klęczysz. Masz spuszczony wzrok, ale ja tego nie chcę. Chcę widzieć Twoją twarz, zanim ją zdepczę. Chcę patrzeć, jak narasta w Tobie strach pomieszany z pragnieniem. Jak Twoje ego pęka, a Twoje ciało sztywnieje z ekscytacji.

Zakładam buty. Czerwone szpilki. Obcas 12 cm. Lśniący lakier. Pieprzone ostrze luksusu. Pochylam się lekko, nie po to, by je zawiązać – ale żebyś poczuł zapach skóry. Żebyś wiedział, że one są dla Ciebie. Nie po to, by mnie nosić. Po to, by mnie nosić na Tobie.

— Gotowy?
— Tak, Pani.
— Jeszcze nie.

Pierwszy krok – Twoja klatka, moja scena

Staję nad Tobą. Jedna noga na ziemi, druga na Twojej klatce. Czujesz nacisk. Przenoszę ciężar. Spokojnie. Bez pośpiechu. Jakbym wchodziła po marmurowych schodach. Ale to Twoje ciało jest marmurem. I wiem, że drży.

— Nie ruszaj się.
— Tak, Pani…
— Ani o milimetr.

Teraz druga stopa. Już jestem cała na Tobie. Patrzę w dół. Ty do góry. A między nami tylko powietrze, które pozwalam Ci wciągać. Lub nie.

Podnoszę jedną stopę i obcasem zaczynam wodzić po Twoim torsie. Przyciskam. Odsuwam. Wracam. Czasem zatrzymuję się przy sutku. A czasem zjeżdżam w dół, zatrzymując się centymetry od Twojej twardniejącej granicy.
Ale nie dotykam.
Jeszcze nie.

Twarz – miejsce święte i hańbiące zarazem

— Głowa.
— Tak, Pani.

Przechodzisz niżej. Układasz się wygodnie. Dla mnie. Bo Ty nie masz być wygodnie. Ty masz być wygodny.

Staję jedną stopą na Twoim policzku. Potem przenoszę ciężar. Cała siła, cała ja, oparta na Twojej twarzy. Masz zamknięte oczy, a ja to widzę.

— Otwórz. Patrz, jak depczę cię jak nic nieznaczącą szmatę.
— …Tak, Pani…

Balansuję. Czuję Twoją skórę pod podeszwą. Twój oddech staje się płytki, nierówny. A ja tylko się uśmiecham.

— Jeszcze się trzymasz?
— Tak… Pani…
— Nie długo.

Zdegradowany, zdeptany – i błagający o więcej

Przez chwilę staję obok. Patrzę na Ciebie. Twoje ciało czerwone od nacisku, Twoje oczy zamglone. Ale nie skończyliśmy. Nie jeszcze.

Zrzucam buty. Idę boso. Moje stopy są ciepłe. Miękkie. Inne niż chłodna stal szpilek. Ale Ty wiesz, że to tylko złudzenie. Bo nacisk nadal boli. Nadal kontroluje. Nadal upokarza. A w tej prostocie – jest coś jeszcze bardziej dzikiego.

Staję boso na Twojej szyi.

— Oddychasz, bo Ci pozwalam.
— …Tak, Pani…
— Jeszcze słowo – i już nie pozwolę.

Ty milczysz. Dobrze. Jesteś posłuszny. A ja rozkoszuję się tą ciszą. Tą chwilą, w której cały świat kurczy się do jednej kobiety i jednego leżącego pod nią ciała.

Można być kimś ważnym w życiu. Mieć pozycję. Pieniądze. Rodzinę. Ale tu, w tej chwili, jesteś nikim. I właśnie dlatego czujesz się… wolny.

— A teraz powiedz: kim jesteś?
— Jestem podłogą, Pani.
— Dobrze, piesku. Leż dalej. Jeszcze nie skończyłam z tobą grać.


Epilog? Nie. Tu nie ma końca.

Trampling to nie akt. To nie scenka. To styl władzy. To mój sposób, by przypomnieć Ci, kim jestem. A Ty – kim nie jesteś.

Więc jeśli znowu poczujesz pulsowanie między nogami, gdy usłyszysz stukot obcasów…

To znak. Że nadal mnie czujesz.

A ja? Może znowu stanę Ci na twarzy.
Albo… może pozwolę Ci pocałować podeszwę.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trampling – moje królestwo, moja scena, moje stopy

Trampling: Kiedy staję na Tobie, świat milknie