„Był miękki. Nie fizycznie – mentalnie” – zapis Dominy po sesji

 Nie patrzył mi w oczy. I dobrze.

Gdyby spojrzał, zobaczyłby, że jestem całkowicie spokojna.
Nie było we mnie nic z podniecenia.
Tylko koncentracja.
Precyzyjna. Kliniczna.

Chciałam sprawdzić, jak długo jego psyche utrzyma integralność,
gdy zacznie go opuszczać poczucie kontroli nad rzeczywistością.


Zaczęłam od milczenia.

Cisza jest moją ulubioną bronią.
W niej odbijają się wszystkie jego nadzieje i lęki.

Zbliżyłam się do niego powoli, boso.
Chciałam, by słyszał tylko oddech i kroki.
Nie dotykałam go dłońmi.
Nie rzucałam rozkazów.
Nie prowadziłam go słowami.
Pozwoliłam mu zatonąć w niepewności.


Stanęłam na nim.
Jednym krokiem. Potem drugim.

Znałam jego ciało. Wyczuwałam napięcia.
Przesuwałam ciężar z pięty na palce, obserwując mikrodrgania.

Był miękki.
Nie fizycznie — mentalnie.

Nie próbował być dzielny.
Nie udawał twardego.
Nie miał masek.
To był czysty dostęp.


Chodziłam po nim jak po ziemi, która oddycha.

Brzuch, klatka, biodra, znowu brzuch.
Powoli.
Miękko.
Ale z pełną wagą.

Czułam, jak jego granice się rozciągają.
Nie skóra. Nie mięśnie.
Tożsamość.

Jakby stawał się krajobrazem.
Powierzchnią.
Ścieżką.

Każdy mój krok był sygnałem:

„Nie masz już gdzie być. Jesteś tylko tu.
I tylko wtedy, gdy na to pozwalam.”


Zeszłam z niego dopiero wtedy, gdy przestałam czuć opór.

Nie chodzi o bunt czy nieposłuszeństwo.
Chodzi o to specyficzne napięcie, które czuje się pod stopami,
gdy człowiek jeszcze „jest sobą”.

Kiedy znika — czuję to.
Ciało staje się inne.
Nie reaguje już jako człowiek.
Reaguje jako materia.

Wtedy kończę.
Bo co mam dalej robić z czymś, co już nie oddycha własną wolą?


Nie pożegnałam się.
Zostawiłam go w tej dziurze, w której go otworzyłam.
Nie po to, żeby cierpiał.
Po to, żeby zrozumiał:

to nie była sesja.
To był demontaż.

I że każda kolejna nie buduje go na nowo —
tylko rozkłada go jeszcze głębiej.


Myślisz, że to był koniec?

Nie.

To był pierwszy krok.
Teraz go mam.
Nie jako własność.
Jako terytorium.

I wrócę tam, kiedy uznam, że warto znowu stanąć.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Trampling – moje królestwo, moja scena, moje stopy

„Ciężar, którego szukałeś” – o tramplingu, który jest wszystkim poza tym, czym się wydaje

Niepozorne odkrycie, które uderza jak pejcz