„Nie jesteś sobą, kiedy jestem na tobie” – trampling psychodeliczny
Wszystko zaczęło się od ciszy.
Nie zapowiedziała, co zrobi.
Nie odezwała się.
Zamknęła drzwi, powoli zdjęła płaszcz, weszła na dywan i… spojrzała na mnie, jakby nic nie musiała mówić.
To spojrzenie było pierwszą stopą, którą postawiła na mojej świadomości.
Leżę.
Ciało gotowe.
Oddycham, jak kazała wcześniej – wolno. Cicho.
Słyszę stuk obcasa, który w końcu znika.
Zostaje tylko jej bosa stopa.
I wtedy wchodzi na mnie.
Najpierw jednym krokiem – jakby testowała, czy nie pęknę.
A potem powoli, bez słowa, całą sobą stanęła na moim brzuchu.
Nie było bólu.
Było... coś innego.
Zniekształcenie.
Jakby moje wnętrze rozszerzyło się do granic. Jakby moje ciało się rozciągało w inne wymiary.
Oddycham. Czuję ją wszędzie.
Coś się dzieje w moim umyśle.
Jej ciężar nie tylko zgniata klatkę piersiową.
On przesuwa myśli.
Nagle nie jestem pewien, czy ja to ja.
Mam wrażenie, że jestem podłogą…
A potem — że jestem nią.
Nie wiem, czy to pot. Czy łzy. Czy... rozpad.
Jej stopa trafia na moje żebra i stoi tam długo, spokojnie.
Zamykam oczy, ale obrazy nadal się pojawiają:
– widzę siebie z góry
– widzę jej spokój
– czuję jej oddech
– jestem jej oddechem
To już nie akt dominacji.
To psychodeliczna podróż w dół.
Czas się rozpuszcza.
Nie wiem, czy minęło 5 minut, czy 50.
Wiem tylko, że kiedy zaczęła chodzić po mnie wolno —
stopy, brzuch, klatka piersiowa, znowu brzuch —
coś we mnie się odpięło.
Jakby rozsznurowano moje istnienie.
Byłem po prostu TERAZ.
Nie miałem przeszłości.
Nie miałem przyszłości.
Byłem tylko powierzchnią pod Jej krokami.
Ona milczy cały czas.
Ale w mojej głowie jej głos szeptał wszystko:
„Nie musisz istnieć, żeby mnie czuć.”
„Nie jesteś sobą, kiedy jestem na tobie.”
„Nie próbuj się składać. Podoba mi się, że się rozpadasz.”
„Zostawię cię tutaj. Nie w miejscu. W stanie.”
Kiedy zeszła — nie wiedziałem, że to już.
Ciało jeszcze drgało, jakby jej waga nadal była na mnie.
Oddychałem, ale nie byłem pewien, dla kogo.
W oczach miałem łzy – bez powodu.
Nie z bólu.
Z ulgi.
Ona się nie pożegnała.
Po prostu wyszła.
Jakby nic się nie stało.
A ja zostałem w miejscu, którego nie potrafię nazwać.
Nie jestem już tym samym człowiekiem.
Nie wiem, kim jestem.
Ale wiem, gdzie byłem.
Pod Nią.
I tam chcę wracać.
Komentarze
Prześlij komentarz